Michał Siegoczyński na motywach „Don Kichota” Miguela de Cervantesa Don Kichot rzewne pieśni kobiety popularne seriale i rycerze reż. Michał Siegoczyński Komedia

Scena:
Duża Scena
Czas trwania:
3h 10min (2 przerwy)
Cena:
normalny: 75 pln , ulgowy: 50 pln

O spektaklu

Wyrusz kamperem do La Manchy razem z Don Kichotem. Gwarantujemy, że nie będzie to nudna podróż przez pustkowia, ale pełny zwrotów akcji życiowy rollercoster. Po drodze odbędziecie lot na księżyc, spotkacie syreny, będziecie świadkami walki samurajów. A wszystko, w rytm hitów z lat osiemdziesiątych, towarzyszących błędnemu rycerzowi w poszukiwaniu ukochanej Dulcynei, która niestety będzie musiała wziąć udział w castingu, by zasłużyć na swoją rolę. To podróż, która wymaga zapięcia pasów, bo nagłe i nieoczekiwane przygody mogą wyrzucić z fotela. Ale Don Kichot, nawet w tym życiowym huraganie, nie zapomni o swojej prawdziwej, romantycznej naturze, błędnego rycerza i pokonując kolejne przeszkody krok po kroku, z nadzieją, będzie zmierzał ku miłości. Czy ją odnajdzie? Przekonajcie się sami.

Premiera: 5 listopada 2022, Duża Scena

Spektakl bierze udział w 29. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Ogólnopolski Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej ma na celu nagradzanie najciekawszych poszukiwań repertuarowych w polskim teatrze, wspomaganie rodzimej dramaturgii w jej scenicznych realizacjach oraz popularyzację polskiego dramatu współczesnego. Konkurs organizowany jest przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.  W I etapie Konkursu spektakle ocenia Komisja Artystyczna w składzie: Jacek Sieradzki (przewodniczący), Dominik Gac, Andrzej Lis, Julia Lizurek, Wiesław Kowalski, Magdalena Rewerenda, Agata Tomasiewicz .

***

W spektaklu używane jest zadymienie sceny (wytwornica dymu) oraz światło stroboskopowe. W trakcie spektaklu następuje wystrzał hukowy. Spektakl sugerujemy widzom od 16. roku życia.

Paweł Kluszczyński "Podróż bez końca" blog I jestem spełniony

Można odetchnąć z ulgą, ale i z niedowierzaniem, że po prawie czterech godzinach spektaklu, wprawdzie nienudnego, akcja wraca do punktu wyjścia. Scena z wesela Don Kichota z Dulcyneą wybraną w castingu, jakby ze starego nagrania amatorską kamery albo z taśmy VHS, stanowi klamrę długiego przedstawienia o równie niekrótkim tytule – „Don Kichot rzewne pieśni kobiety popularne seriale i rycerze”. Reżyser Michał Siegoczyński zafundował widzom coś na kształt déjà vu.

Przedstawienie jest prztyczkiem w nos myślenia o egzystencji, której celem – według wielu – jest małżeństwo, a reszta życia to nic nie warte strzępki czasu, że młody człowiek musi odnaleźć swoją drugą połówkę, wziąć ślub i koniecznie być szczęśliwy. O poszukiwaniu upragnionego spełnienia, ale nie tylko, opowiedział reżyser, wystawiając impresję na temat „Don Kichota”. W programie do premiery Teatru Ludowego w Krakowie napisał, że jest to strumień świadomości wywołany lekturą powieści Miguela de Cervantesa. Mimo nawarstwienia klisz popkulturowych, wątków i postaci, spektakl nie nuży, ani nie wywołuje uczucia zagubienia.

Opowieść snuje współczesny Don Kichot (Paweł Kumięga), to nie błędny rycerz z La Manchy, którego znamy ze starych rycin, ale mężczyzna po trzydziestce. Jak pierwowzór nie przestał być dzieckiem (dosłownie w krótkich spodenkach), szukającym szczęścia i zrozumienia w świecie. Dziś częściej mówimy o kobietach, o osobach lgbtq+ jako wykluczonych przez patriarchalne społeczeństwo. Zapominamy, że w zmieniającym się świecie, wciąż pozostają mężczyźni, których system wartości musi być zredefiniowany. Dobrze pokazuje to scena, w której zostaje wyświetlona informacja o śmierci Sancho Pansy (Ryszard Starosta), ginie na wojnie, ale znów pojawia się w świecie Don Kichota jako młody chłopak, by pokazać, iż można inaczej pokierować życiem. Przywołując liczne kalki z kultury masowej Siegoczyński próbuje odnaleźć ścieżkę funkcjonowania tego rodzaju idealistów w naszym społeczeństwie. Nawet jeżeli poszukiwania nie prowadzą do gotowych odpowiedzi, to są dobrą wskazówką, gdzie należy się rozglądać.

Tytułowy bohater ma problem z odnalezieniem się tu i teraz. Woli żyć wyobrażeniami o miłości, niż realnie poszukiwać drugiej połówki, pozostawać pod okiem troskliwej matki (Małgorzata Kochan), która potrafi ingerować w jego nawet najbardziej skrywaną wizję. Spektakl jest sekwencją wyobrażeń o świecie człowieka, który nie potrafi wejść w dorosłość. Powraca do niego wspomnienie ojca alkoholika (Piotr Pilitowski), który niby żartem, kilka razy pojawia się w drzwiach na widownię i zajmuje uwagę syna.

Wariacje na temat powieści z siedemnastego wieku zetknięte ze współczesnością, osadzoną w nowohuckich realiach, wciągają od pierwszych minut. Pojawiają się pozornie szorstcy w obyciu hutnicy, Józef Szajna reżyserujący niegdyś w Ludowym tę samą powieść, dziewczyny z blokowiska zajęte własnym wyglądem… Sceny są bardzo różnorodne stylistycznie, aktorzy są mocno eksploatowani (choćby język, którym mówią, charakteryzuje odwrócona składnia) i da się odczuć w finale, że grają ostatkiem sił. Dlaczego reżyser zdecydował się wziąć aż tyle ze współczesności? Odpowiem pytaniem: czyż dla współczesnych autora perypetie Don Kichota nie były tym samym, czym dla nas skojarzenia z popularnymi filmami, mangą, wnętrzami domu publicznego? Siegoczyńskiemu udało się wspaniale osadzić błędnego rycerza w świecie z roku 2022.

___________________________________

Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.

Don Kichot, rzewne pieśni kobiety, popularne seriale i rycerze to prawie czterogodzinna wariacja na temat dzieła Cervantesa. Najnowsza premiera Teatru Ludowego jest kompilacją myśli, motywów i popkulturowych reinterpretacji postaci słynnego błazna z La Manchy. Spektakl obfituje w całą gamę scen-skeczy okraszonych fragmentami muzycznych hitów z lat 80. i 90. I choć pomysł na przedstawienie wydaje się niezwykle trafiony, wciągający dla widza, to z czasem nagromadzenie grzybów w barszczu staje się po prostu niestrawne.

 


W centrum obrotowej sceny znajduje się mocno zdezelowany Airstream, bardzo dobrze znany z amerykańskich filmów i seriali. W jego obrębie znajdziemy również stację benzynową, telefoniczną budkę i kilka kaktusów. Gustowny neon „La Mancha”, na dachu turystycznej przyczepy, świeci niczym latarnia, jedyny stały punkt w szalonej podróży Don Kichota. Od samego początku spektaklu twórcy stosują tzw. czwartą ścianę, burząc mur oddzielający aktorów od widzów. Bardzo często słyszymy z ust postaci, że coś wydarzy się dopiero w następnej scenie, poszczególni bohaterowie wchodzą bocznymi wejściami pośrodku widowni, wyłaniają się zza kulis, by po chwili zorientować się, że to nie ich kolej na występ itd. Jednym słowem uczestniczymy w czymś na kształt próby generalnej, wspólnie z głównym bohaterem staramy się poskładać w całość burzę chaotycznych myśli zaprzątającą głowę błędnego rycerza.

Trzeba przyznać, że przyjęcie tego typu estetyki, pomysłu na spektakl, jest dla widza niezwykle atrakcyjne, wciągające, powodujące chęć oczekiwania na to, co jeszcze może się wydarzyć. A z każdą minutą dzieje się coraz więcej: Dulcynea zostaje wyłoniona w drodze kuriozalnego (przy okazji całkiem zabawnego) castingu, co chwila na scenę wdziera się matka Don Kichota, która niczym Janina Traczykówna w Dniu Świra (o inspiracjach Koterskim będzie później) upupia swojego syna do granic możliwości. Jest i przepity duch ojca, któremu wąs odkleja się od twarzy z uporem maniaka. Jakby tego było mało, Teatr Ludowy nawiedza sam Józef Szajna, wspominający swoją realizację Don Kichota. Wystarczy? A skąd! Dołóżmy jeszcze pracowników Kombinatu w strojach roboczych, odpoczywających przy fajeczce („tylko majster pali Klubowe”) pod meksykańską knajpą (sic!), a także przedstawicielkę japońskiego fanklubu twórczości Cervantesa rodem z tokijskiej dzielnicy Harajuku.

Nie bez powodu wymieniam te wszystkie zdarzenia jednym tchem. Oddaje to nie tylko szaloną dynamikę spektaklu, ale swego rodzaju przesyt, którym w pewnym momencie wyłącza odbiór przedstawienia. O ile pomysł gotowania zupy Don Kichot za pomocą wszystkiego, co nam się z tym hasłem kojarzy, prowadzi często do absurdalnych, ale zarazem niezwykle pomysłowych i twórczych konotacji, to z czasem nawet najbardziej wszystkożerny widz dostanie w końcu mdłości. Przykładem takiego „przesolenia” jest w zasadzie nikomu do niczego niepotrzebna scena studniówki w Liceum im. Cervantesa w Warszawie czy beef między Cervantesem a Szekspirem.

Podobnie jak utwór Cervantesa, który zawiera w sobie wiele różnych stylów językowych, autoparodii, „mrugania okiem do czytelnika”, tak w spektaklu Michała Siegoczyńskiego mamy do czynienia z ciekawym podejściem do słowa. Otóż bohaterowie w prawie każdej wypowiedzi używają inwersji rodem z filmów Koterskiego, dorzucając do tego sporą dawkę języka potocznego a la Masłowska (zwłaszcza w scenach dwóch nowohuckich dresiar, szukających księcia z bajki). Z tego połączenia powstaje świetna kompilacja, która z jednej strony bierze w ironiczny nawias to, co słyszymy ze sceny, z drugiej zaś podkreśla pewne automatyzmy w myśleniu człowieka. To trochę tak, jak gdybyśmy mieli do czynienia z groteskowymi „gadającymi głowami” wypluwającymi z siebie zasłyszane frazy. Swoją drogą tytułowy bohater jest takim Adasiem Miauczyńskim, który rozpaczliwie próbuje poskładać w całość, otaczającą go rozsypaną, absurdalną rzeczywistość. Dobitnie świadczy o tym jedna z końcowych scen, w której Don Kichot porównuje się do bohatera Truman Show.

Do najciekawszych elementów spektaklu należą zdecydowanie muzyka, scenografia i kostiumy. Mnogość scen pozwala na nieskrępowane żonglowanie strojami, co przekłada się z kolei na aktorów, mających szansę w trakcie jednego przedstawienia na bawienie się rolami z zupełnie różnych światów. Widać zresztą, że całej obsadzie granie w Don Kichocie… sprawia wprost dziecięcą radość. Nie inaczej jest z kwestią muzyki. Mnogość tanecznych hitów przewijających się przez spektakl zapełniłaby niejedną playlistę na Spotify, a wisienką na torcie są wykonane na żywo Lose Yourself Eminema oraz prehistoryczna pieśń Edyty Górniak (wszak piosenkarka, będąca w ostatnich latach guru wszelkiej maści folarzy, niedawno oświadczyła, że ma 4000 lat).

Gdybyśmy byli w połowie lat 90. to spektakl Don Kichot, rzewne pieśni kobiety, popularne seriale i rycerze mógłby być przykładem intertekstualnych gier, charakterystycznych dla zatopionych w postmodernistycznej zabawie produkcji kinowych czy teatralnych. W 2022 roku taki zabieg nie powoduje zachwytu, a jedynie nostalgiczny uśmiech boomerów.

 


____________________________________

nascenie.info_ Ana Gran

Nie jest to jednak klasyczna opowieść o błędnym rycerzu i jego giermku, lecz autorska adaptacja tekstu Cervantesa. To w zasadzie całkiem od nowa napisana i wyreżyserowana przez Michała Siegoczyńskiego historia, w którą wpisuje się stylistyka narracyjna z filmu „Dzień Świra”, elementy teatru Szajny, klimaty nowohuckich blokowisk i PRL-owskich imprez, klerykalnego zakłamania, a także współczesność ukazana przez pryzmat mediów społecznościowych. 

Częste zmiany konwencji, którymi bawi się reżyser nakręcają spiralę humoru i energii, która bucha ze sceny naprzemiennie z solidną dawką refleksji i zadumy nad tym co teraz, co dziś. Bo Siegoczyński „wyciągnął” z oryginalnego tekstu to, co najważniejsze, czyli jego uniwersalizm. Odkrył nową wersję starego Don Kichota, ukazując go jako pięćdziesięciolatka, który zdawszy sobie sprawę z przeciekającego przez palce życia, wyrusza w retro-podróż, by odnaleźć miłość swojego życia. Jakąś umowną Dulcyneę. Jest samotny, osaczony uczuciami nadopiekuńczej matki i wspomnieniem nieżyjącego ojca-alkoholika. To marzyciel, nie umiejący się odnaleźć w rzeczywistym świecie nadwrażliwiec, taki sobie po prostu współczesny-niewspółczesny gość odarty z zakłamania, które jest tak bardzo charakterystyczne w otaczającej nas rzeczywistości. Spektakl Teatru Ludowego jest świetny. Aż chce się powiedzieć, że jak zawsze na bardzo wysokim poziomie artystycznym i realizacyjnym. Nie zawodzi żaden element, a wszystko - bez cienia szwu, współgra i zachwyca. 

Scenografia, kostiumy, muzyka, no i wisienka na torcie, czyli aktorzy. Sceny śpiewane w zachwycającym wykonaniu Weroniki Kowalskiej, przezabawny Piotr Franasowicz, fantastyczny Piotr Pilitowski, znakomita Małgorzata Kochan, fenomenalny Tadeusz Łomnicki, poczciwy Sanczo Ryszard Starosta, a także bardzo barwne Dulcynee: Justyna Litwic, Anna Pijanowska i Weronika Kowalska, wśród których prym wiedzie ta prawdziwa, Katarzyna Tlałka. Postać samego Don Kichota zostawiłam na koniec. Paweł Kumięga wspiął się bowiem na wyżyny sztuki aktorskiej, umiejętnie i z wielką swadą rozprawiając się z każdą stroną kreowanej przez siebie postaci. Bawił, wzruszał, i zachwycał. 

Po ponad trzech godzinach spędzonych w Ludowym, nie ma się dość ani przygody z donkiszoterską opowieścią, ani z teatrem, który może się poszczycić jednym z najlepszych zespołów aktorskich i realizacyjnych. Wielkie brawa!

 _______________________________

Andrzej Czpliński

A tymczasem w Krakowie...nareszcie ochłonąłem, cóż prawie dobę mnie trzymało! Teatr Ludowy wystawił "Don Kichota" w reżyserii Michała Siegoczyńskiego i od razu rozwiewam wątpliwości - jestem pod wrażeniem, pod bardzo dobrym wrażeniem. Z Miguela de Cervantesa zostały postaci i został ten cały uniwersalizm książki, bo kimże jest ten błędny Rycerz - marzycielem, błaznem, ofiarą swoich (naszych) czasów? A może szlachetnym obrońcą wszystkich pokrzywdzonych, czy może jest szaleńcem? Przecież jego dewizą jest "Wszyscy ludzie są wrażliwi" i on tę wrażliwość odkrywa, ukazuje. Wszak "Życie jest snem, a śmierć przebudzeniem" (Pedro Calderón de la Barca) i te słowa też padają ze sceny! "Don Kichot rzewne pieśni kobiety popularne seriale i rycerze" to utwór sceniczny napisany i wyreżyserowany przez Michała Siegoczyńskiego a osadzony w naszej nieznośnej rzeczywistości, rzeczywistości instagramowo-tiktokowej, castingowej, klerykalnej, teatralnej i czort wie jeszcze jakiej.

Cudowna scenografia Justyny Elminowskiej, kostiumy Sylwestra Krupińskiego w prowadzają nas w świat nasz i nie nasz zarazem, scena goni scenę, żart goni żart, aktorzy zmieniają kostiumy z prędkością statku kosmicznego, wszystko to dopełnia muzyka Kamila Patera i soczyste klipy genialnie (jak zawsze) zaśpiewane przez Weronikę Werusza Kowalska. Piotr Franasowicz daje dowody talentu komediowego, cały do schrupania jest Piotr Pilitowski (genialny Szajna i wspaniały Ojciec). I Małgorzata Kochan w roli matki, troskliwej kwoki domowej, westalki domowego ogniska i Ryszard Starosta jako Sancho Pansa, druh dobry od czasów szkoły, wierny towarzysz i jeszcze jeden jakże piękny w zagubieniu i naiwności Sanczo Tadzio (Tadeusz Łomnicki). A te castingowe Dulcynee - Justyna Litwic, Anna Pijanowska i Weronika Kowalska - same znakomitości, ale i tak okaże się, że to Burdelmama jest prawdziwą Dulcyneą (Katarzyna Tlałka).

I tak za sprawą genialnie zagranej przez Pawła Kumięgi postaci Don Kichota po ponad trzech godzinach dochodzimy do wcale nie wesołego finału i łza w oku kręcić się zaczyna bo "nigdy, prze­nigdy, nie prze­sta­waj marzyć. Ale bacz uważnie, czego sobie życzysz"! Bardzo współczesny jest ten Don, dobrze napisany trochę językiem Koterskiego z tymi powszechnymi błędami, powtórzeniami i dobrze zrobiony! Przecież piszę od kilku lat, że Teatr Ludowy ma najlepszy zespól aktorski!

 

Dofinansowano z budżetu państwa - ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego”

Dofinansowano z budżetu państwa - ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego”

Twórcy

Reżyseria: Michał Siegoczyński
Scenografia: Justyna Elminowska
Kostiumy: Sylwester Krupiński
Muzyka: Kamil Pater
Choreografia: Alisa Makarenko
Reżyseria światła: Dariusz Pawelec
operator kamery: Danyil Tiurin / Michał Koźba
Konsultacja dramaturgiczna: Patryk Warchoł
Asystent reżysera: Tadeusz Łomnicki
Inspicjent: Anita Wilczak – Leszczyńska
Sufler: Martyna Rezner