13.04.2017

"KAŻDY MA SWOJEGO STEFANA"

Młode małżeństwo, sprzedaje swoje lokum w mieście. Właśnie wprowadza się do nowo wyremontowanego domu na prowincji. Jest cisza, spokój, sielanka i błogostan. Jest idealnie?!

Po raz pierwszy mieli Państwo szansę spotkać się z młodym małżeństwem, które uciekło z “miejskiej dżungli” na wieś i ich nieco natrętnym sąsiadem prawie dwa lata temu. Wtedy na Scenie Pod Ratuszem, w ramach cyklu czytań współczesnego dramatu, zatytułowanego “Sąsiedzi bliżsi i dalsi” prezentowaliśmy sztukę Andrzeja Sadowskiego "SĄSIEDZI".

 

 

Później "Sąsiedzi" przeprowadzili się do Teatru Barakah, gdzie odbyła się oficjalna premiera spektaklu.

Z czasem bohaterowie Sadowskiego wracają Pod Ratusz. Z niekrytą radością zapraszamy Państwa na spektakl, który mimo, że swoją premierę miał na innej scenie, chcemy potraktować jak "swój".

 

 

Od czasu do czasu zdarza mi się zrobić jakieś przedstawienie, albo napisać sztukę. Nie robię tego zbyt często, bowiem uprawianie sztuki męczy i do łatwych zadań nie należy. Ale kiedy już coś napiszę, to prawie natychmiast pojawia się ktoś, kto zadaje mi pytanie, co było powodem napisanie tej sztuki. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że zawsze pragnę mówić o rzeczach które doświadczyłem, i z którymi chciałbym się podzielić z widzami. Nie inaczej było w przypadku powstania „Sąsiadów”. Byłem świadkiem niemal wszystkiego, co wydarzyło się w jednej niewielkiej osadzie wiejskiej pod Krakowem. Gdzie nie powiem… Miejsce oraz imiona bohaterów zostały zgodnie z podstawową zasadą teatralnej fikcji zmienione. Ale to nie imiona, czy też miejsce mają znaczenie, tylko to, co wydarzyło się między bohaterami tej opowieści. Mam taki zwyczaj, że zaraz po napisaniu przesyłam tekst znajomym i przyjaciołom do tzw. „obiektywnej krytyki”. Na szczęście, ci moi znajomi nie pytają o powód, ale za to, zadają wiele innych pytań, na które nie zawsze umiem odpowiedzieć. Jak zawsze krytyki było sporo, ale nie to okazało się najważniejsze. Nie jestem zawodowym, pisarzem. Pisanie traktuję jak pewnego rodzaju hobby, zresztą jak wszystko co robię na polu teatru. Ale i nie to jest ważne… W rozmowach z przyjaciółmi o tekście, zwłaszcza na tematy sąsiedzkie, okazało się, że te czasem nieprawdopodobne, niemalże absurdalne sytuacje, o których myślałem, że dotyczą jedynie tego, co sam zobaczyłem, że te sytuacje, rozmowy, emocje, że to wszystko - było dobrze znane moim przyjaciołom, i że ten cały opisany przeze mnie świat nie był jedyny i wyjątkowy. Utwierdziły mnie zwłaszcza rozmowy z Jackiem Wojciechowskim, późniejszym kreatorem roli Stefana ze sztuki. Tak podparci wiarą, że być może udaje nam się uchwycić pewien rodzaj „sąsiedzkiego genu” zabraliśmy się do pracy. Mottem, które nam pomagało w osiągnięciu celu, było powiedzenie jednego z moich przyjaciół (Zbigniew. R), które brzmiało: „każdy ma swojego Stefana”. A, że było tak, jak powiadał Zbyszek, okazało się zaraz po pierwszych prezentacjach, kiedy wielu młodych ludzi podchodziło do nas po spektaklu, mówiąc, ze właśnie wyprowadzili się na wieś, i że mieli już kilka podobnych sytuacji, i czy to się tak samo skończy jak w naszym spektaklu, tragedią… Oczywiście, że nie musi się tak kończyć. Oczywiście życie na współczesnej polskiej wsi może być namiastką raju. Istnieją przecież wspaniali sąsiedzi. Uczynni, mądrzy i szlachetni. Tylko czemu jest ich tak niewielu? No, czemu…? 

_________

#sąsiedzi

Tekst oraz zdjęcia / Andrzej Sadowski

Red./ Anka Ryś

Bierzące terminy repertuarowe spektaklu "SĄSIEDZI" dostępne na profilu Teatru.