12.01.2018

SZUKANIE I SZPERANIE

Rozmowa z Barbarą Ferlak, scenografką spektaklu "Sędziowie" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej

Do jakiej przestrzeni przenosisz nas w „Sędziach”? Gdzie my jesteśmy?

Jesteśmy na zapleczu knajpy. Samuel i Natan, cała ich rodzina prowadzą restaurację, knajpę, to też nie jest do końca powiedziane, jakie to jest konkretnie miejsce. Jewdocha jest tam kelnerką, nosi piwo, alkohole. Ale jesteśmy jednocześnie w teatrze, na scenie, która jest zaaranżowana na zaplecze knajpy. Mamy otwarty orkiestron, do którego prowadzą schody i tam na dole, w domyśle jest knajpa. Stamtąd dochodzi muzyka i światło.


Czyli widzowie są na zapleczu tej knajpy, której nie widzą i która jest pod sceną?

Tak.


I rozumiem, że na tym zapleczu rozgrywa się cała akcja?

Tam się dzieje normalne życie, knajpa funkcjonuje. Jewdocha pracuje, Natan i Samuel pracują, przychodzą ludzie – wszystko jest pozornie piękne, ładne, na właściwym miejscu. A wszystkie zbrodnie i cały ten syf, kłamstwa, oszustwa dzieją się na zapleczu.


Kiedy myślałaś o tej przestrzeni, kiedy ją tworzyłaś, na ile dokładnie czytałaś to, co zapisał w swoim tekście Wyspiański, który opisuje to bardzo szczegółowo. Czy te wskazówki potraktowałaś nabożnie, czy może był to tylko punkt odniesienia do jakiejś kreacji?
 

Zawsze najpierw bardzo dokładnie czytam tekst. Zanim spotykam się z reżyserem, wczytuję się w niego, inspiruję się nim. Wyspiański faktycznie pisze o przestrzeni i kostiumie bardzo szczegółowo. Są opisane poszczególne elementy garderoby, powiewające wstążki. Myśmy od tego zupełnie odeszli, ale dopiero z czasem. Na początku nie chcieliśmy określać, w jakich to się dzieje latach, miało to być delikatnie stylizowane na styl młodopolski. Myśleliśmy o motywach kwiatowych, zaczerpniętych z malarstwa Wyspiańskiego, jednak w procesie prób zaczęliśmy od tego kompletnie odchodzić. I teraz jesteśmy w rzeczywistości współczesnej, pozbawionej młodopolskich stylizacji. Choć nie ukrywam, że było mi trudno odejść od swojego pomysłu, ponieważ bardzo chciałam pokazać taka mroczną, ciemną przestrzeń, w której jedynymi kolorowymi elementami byłyby motywy printów zaczerpniętych z Wyspiańskiego, z jego polichromii, obrazów.

 

  „Sędziowie” jako kryminał?, czy  sięgasz do gatunkowych inspiracji – filmu noir, a może kryminałów skandynawskich?


Nie, zupełnie nie. Moją główną inspiracją był proces twórczy, to co się wydarzało na próbach. Nie rozpoczęłam pracy z już gotowym projektem. Siedziałam sama na scenie, wsłuchiwałam się  w tę przestrzeń.  Lubię pracować tak, by samodzielnie składać poszczególne elementy tej rzeczywistości jak puzzle. Poza tym nie lubię robić projektów, bo i tak okazuje się, że końcowy efekt nie ma nic wspólnego z pierwotnym zamierzeniem. Są oczywiście scenografowie, którzy na pierwszą próbę przynoszą projekt, a potem przyjeżdżają na tydzień przed premierą. Mnie to nie kręci, dla mnie największą frajdą i wyzwaniem jest właśnie szperanie i szukanie. Wszystko, co widziałam, czego byłam świadkiem wrzuciłam do głowy i próbowałam stworzyć własną przestrzeń. 


Bardzo mocno przeformułowaliście perspektywę scena – widownia. Widzowie znajdują się na scenie, a przed nimi jest widownia. Czemu to służy?

Chodzi o przeniesienie pewnych cech życia, jego teatralizacji. Pokazanie jak  rzeczywistość akcji „Sędziów”, przenika się  z  machiną i rzeczywistością teatralną, ale także z życiem po prostu, z życiem widzów, aktorów, twórców, z ich prywatnością, intymnością. 


Mogliście to przecież zagrać klasycznie – z akcją na scenie i ogromną widownią na 300 osób, zdystansowaną do sceny.

Zależało nam na stworzeniu pewnej intymności, ale też wybiciu widza ze strefy komfortu. By poczuł się osaczony, by nie czuł się bezpiecznie. To również tworzy pewną wspólnotę widowni, która czuje, że jest razem w tym dyskomforcie, który się pogłębia również wtedy, kiedy to aktorzy znajdują się na klasycznej widowni i mogą obserwować widzów. Perspektywa zupełnie się odwraca.


Czy wszystkie elementy scenografii i kostiumów pochodzą ze świata realnego, czy może pojawia się coś, co jest jedynie znakiem, ma wymiar symboliczny?

W rekwizytach i w kostiumie mamy realizm. Współczesne kostiumy, które teraz zaczynają się składać, kompletować. Kupujemy je, nie szyjemy. Wykorzystujemy tylko jeden kostium historyczny, który właśnie przez tę historyczność nabiera dodatkowej symboliki, jest można powiedzieć odrealniony.

 

Najważniejsze rekwizyty?

Broń, bo jest narzędziem zbrodni i skrzypce Joasa.

 

_________

#wyspiański

 
Wywiad oraz zdjęcia/ Magdalena Zarębska Węgrzyn
Red./ Katarzyna Dudek,  Anka Ryś, Magdalena Zarębska Węgrzyn