Aktualności

Zobacz wszystkie aktualności
05.08.2016

?Zaangażować? się, a nie tylko ?oglądać?

1 września dyrekcję teatru obejmuje Małgorzata Bogajewska

Teatr dla was

Wywiad z Małgorzatą Bogajewską

17.07.2016

 

Z Małgorzatą Bogajewską, obejmującą dyrekcję Teatru Ludowego w Nowej Hucie, rozmawia Wiesław Kowalski

„Zaangażować” się, a nie tylko „oglądać”

Obserwując to, co się dzieje wokół konkursów na dyrektorów polskich teatrów, można powiedzieć, że miała Pani wielkie szczęście. W Krakowie, w przypadku Teatru Ludowego, obyło się bez jakichkolwiek protestów, bez podważania decyzji komisji konkursowej, która wskazała zdecydowaną większością głosów Pani kandydaturę. Proszę powiedzieć, jak dojrzewała w Pani myśl, by do tego konkursu stanąć? Co o tym decydowało – szczególność samego miasta, sam Teatr, w którym onegdaj swoje ogromne sukcesy odnosiły Krystyna Skuszanka czy Irena Babel? A może po prostu osobista chęć podjęcia wyzwania, by na swoich barkach nieść odpowiedzialność za artystyczny kształt teatru i tego w jaki sposób próbuje podejmować dialog z publicznością?

Słabo mi wychodzi racjonalizowanie własnych decyzji.

To chyba po prostu dobry moment na zmianę, na podejmowanie nowych wyzwań. Pewnie jest też tak, że pracując w łódzkim Jaraczu czy krakowskiej Bagateli poczułam jak dobrze jest wracać w pracy do tych samych ludzi; i może ta moja chęć "dyrektorowania" jest właśnie taką próbą stworzenia miejsca, za które będę mogła wziąć pełną odpowiedzialność i być z niego dumna.

Pewnie jest też tak, że chciałabym stworzyć przestrzeń tętniącą życiem, terytorium spotkań, miejsce, które widzowie rozpoznają jako swoje. Zająć się nie tylko stworzeniem pojedynczego spektaklu, ale szerzej - stworzeniem tożsamości miejsca. Dla mnie jeszcze za czasów licealnych takimi punktami były Teatr Nowy w Poznaniu za dyrekcji Korina, potem Teatr Ósmego Dnia. Chodziliśmy ze szkoły na wszystkie spektakle, warsztaty, spotkania, czuliśmy się w tych teatrach jak u siebie. To były nasze miejsca. Tam kłóciliśmy się o świat i te nasze kłótnie traktowaliśmy naprawdę serio. Oczywiście nie da się tego z góry zakontraktować - żeby takie miejsce udało się stworzyć, żeby mogło ono zaistnieć, musi na pewno pojawić się jakaś magia. Dlatego to jest takie ekscytujące. Jest szansa na przygodę. To trzeba w nią iść.

Wcześniej pracowała Pani jako reżyser w wielu teatrach w Polsce – były wśród nich Teatr Narodowy, Powszechny, Dramatyczny i 6.Piętro w Warszawie, była Bagatela w Krakowie, Teatr Jaracza, Studyjny i Powszechny w Łodzi, ale i sceny w mniejszych miastach, niekiedy jednoteatralnych – w Zielonej Górze, Radomiu, Bydgoszczy, Toruniu, Jeleniej Górze, Opolu… Czy już wówczas, pracując tylko jako reżyser, obserwowała Pani metody zarządzania teatrem z drugiej strony i czy może spotkała się Pani z modelem teatru, w którym czuła się Pani jako artystka bezpiecznie, w sensie organizacji pracy, działań pracowni, atmosferę w zespole i tego wszystkiego, co może mieć wpływ na ostateczny kształt spektaklu?

Lubię miejsca, w których pracuję. Zawsze ciężko jest je opuszczać, wyjeżdżać. Oczywiście najbardziej związałam się z Łodzią - z łódzkim Jaraczem, gdzie zrobiłam sześć spektakli, ale też uczę w łódzkiej Filmówce - zrobiłam tam trzy dyplomy. No i z krakowską Bagatelą. Najgorzej pracuje się w Warszawie. Tam teatr jest zawsze na drugim planie, wciśnięty miedzy casting a dubbing, czy reklamę. W Jaraczu czy Bagateli po próbie je się obiad i gada o spektaklu, wieczorem pije się wino i gada o spektaklu, a w środku nocy dzwoni się do siebie, bo przecież jeszcze trzeba pogadać. Można zatem przez chwilę pożyć tym światem, jaki próbuje się stworzyć na scenie, poobrastać nim. I to zwyczajnie wydłuża czas poświęcony spektaklowi - niby prób tyle samo, ale te wszystkie wspólne godziny, toczone w trakcie rozmowy są bezcenne. I taka praca ma sens. Na taką prace liczę w Ludowym.

W latach 2004-2006 pełniła Pani funkcję dyrektora artystycznego Sceny Dramatycznej jeleniogórskiego Teatru im. Cypriana Kamila Norwida. Czego się Pani nauczyła podczas tych dwóch sezonów i jak przebieg tamtej pracy wpłynął na Pani koncepcję działania zaproponowaną podczas konkursu w Krakowie? Na ile był to dla Pani czas owocny w doświadczenia, a na ile inspirujący do artystycznych poszukiwań?

Jelenia Góra to maleńkie miasto. Tam po chwili wszyscy się znali i widzów w teatrze można było witać personalnie. Na cykl warsztatów dramaturgiczno-filmowo-teatralnych „Pisanie miasta” przychodziła grupa ok. 60 osób i też wszyscy się znali. Przy teatrze działał młodzieżowy teatr, który organizował akcje promujące spektakle, a studenci polonistyki pomagali przygotowywać wystawy i programy do przedstawień. Widzowie zaczęli wracać do teatru, pojechaliśmy na kilka ważnych festiwali, dostaliśmy parę nagród, pojeździliśmy trochę po świecie. Dobre dwa lata. Radosne. Ale nie ma dwóch takich samych teatrów, więc staram się nie przykładać jeden do jeden tego, czego nauczyłam się w Jeleniej Górze. Wiem czego ja potrzebuję od dyrektora, żeby jako reżyser czuć się dobrze w teatrze. Swobody. Braku presji. Przyzwolenia na błędy. I tego, żeby robić taki teatr, jaki jest dla mnie ważny w tym momencie. Mówić o tym, co jest dla mnie istotne. Oczywiście, wszyscy mamy rodziny, dzieci, to jest tylko nasza praca, ale ja potrzebuję wierzyć, że to coś więcej, że nikt mi nie przerwie próby pięć minut po dwudziestej drugiej, kiedy ta akurat w tym momencie genialnie idzie, bo skończył się ustawowy czas. Nigdy nie staram się tego nadużywać. W zasadzie, można powiedzieć, w ogóle tego nie robię. Po prostu lubię mieć taką świadomość, że jesteśmy razem, że gramy do jednej bramki. Teatr to jest przestrzeń dla kogoś, kto potrafi się w niej zakochać. A z miłości robi się wiele. I wierzę, że w ostatecznym efekcie to się opłaca.

Przygotowując się do konkursu miała Pani okazję zapoznać się z ofertą repertuarowo-programową Teatru Ludowego i dzięki temu poznać też zespół aktorski. Nie będę ukrywał, że o nowohuckim teatrze niewiele się w tej chwili mówi, niewiele też pisze, spektakle tego teatru nie są zapraszane na festiwale w innych miastach… Jako reżyserka wielokrotnie nagradzana zapewne chciałaby Pani to zmienić. Jaką wizję teatru zaproponowała Pani krakowskiemu zespołowi podczas spotkania już po ogłoszeniu decyzji komisji konkursowej?

Zaproponowałam taki sposób poprowadzenia Teatru Ludowego, żeby nie odtrącić jego dotychczasowych wiernych widzów, dla których ważne jest, żeby w teatrze znaleźć rozrywkę, odpoczynek. Będziemy dla nich proponować spektakle na najwyższym poziomie, które w dowcipny i atrakcyjny sposób prowadzą poważne rozmowy o rzeczywistości, ale też przedstawienia muzyczne (bo to niezwykle utalentowany muzycznie zespół), teatr opowieści, klasykę. Jednocześnie chcemy uruchomić drugi nurt działania teatru, czyli teatr krytyczny, teatr twórczego ścierania się postaw, idei, tożsamości, światopoglądów, stylistyk artystycznych. To teatr dla widza, który to miejsce traktuje jako narzędzie mierzenia się oraz kłócenia z rzeczywistością i walki o lepszy świat.

To ma być miejsce, które widzowie uznają za swoje, z którym będą się chcieli utożsamiać. To ma być ich obszar. Dlatego będziemy proponować widzom wiele działań około-teatralnych, spotkań, dyskusji, warsztatów. Wszystkie te działania mają pozwolić zobaczyć teatr z innej perspektywy i „zaangażować” się, a nie tylko „oglądać”. Chcemy, żeby publiczność miała szansę uczestniczyć twórczo w życiu Teatru Ludowego. Będziemy starać się stworzyć nową przestrzeń przed teatrem, która ma stać się punktem spotkań, potańcówek sąsiedzkich i działania letniej sceny teatru. Będziemy też szukać pieniędzy na nową scenę dla dzieci (bo takiej nie ma w Nowej Hucie) w miejscu niedziałającej sceny Nurt. Teatr ma za zadanie pomóc budować wspólnotę, która jest dumna ze swojego miejsca zamieszkania, uruchomić „mit”, który mówi, że „Nowa Huta może być modna!”. Chcę, żeby Teatr Ludowy stał się centrum kulturalnym Nowej Huty z bardzo dobrymi spektaklami, z bogatą ofertą edukacyjną i warsztatową, rozrywkową, ze świetnie działająca kawiarnią i letnią sceną.

Wielu dyrektorów artystycznych buduje obecnie swój repertuar teatru podporządkowując go określonej idei – czasami są to bloki tematyczne, czasami hasło, które spaja wspólną myślą realizowanie kolejnych premier. Z dużym powodzeniem czyni to Paweł Łysak, najpierw w Bydgoszczy, teraz w Warszawie, podobnie działają Wodziński i Frąckowiak w Bydgoszczy, Grudzińska w Kaliszu, czy Gajdzis w Gnieźnie… Czy taki sposób pracy i konstruowania programu jest według Pani możliwy w teatrze jednak dość mocno zakorzenionym w Nowej Hucie, nastawionym do tej pory bardziej na działania edukacyjne, niż poszukiwanie nowej widowni, która nie tylko chciałaby spędzić w teatrze miły wieczór, ale też bardziej krytycznym okiem spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość i świat, w którym żyjemy?

Nie za bardzo lubię te tematyczne sezony. Sprawiają one, że wszyscy próbują się podporządkować jakieś z góry założonej sprawie. A co jeśli bardzo zaangażowany społecznie reżyser chce w danej chwili mówić tylko o samotności, albo chce zrobić spektakl, który będzie ludzi rozśmieszał, bo musi znaleźć wentyl, żeby się nie udusić. Te hasła to trochę taki myk, żeby się dobrze "opakować". Chwyt reklamowy. Ja wciąż myślę, że taki teatr jak Teatr Ludowy powinien być różnorodny.

Na ile chciałaby Pani rozmawiać z publicznością o mieście, o samej Nowej Hucie, o demokracji, o postdemokracji, czy o tym, w jaki sposób ludzie powinni obok siebie egzystować. Czy Teatr jest według pani właściwym wehikułem do tego, by konstruować nasze myślenie o świecie, o przyszłości i o nas samych?

Podobno Tołstoj powiedział: ”Jeśli opiszesz swoja wioskę, to opiszesz świat”. Tworzenie i przystawianie lustra naszej rzeczywistości, nam samym, jest ważne. Można się wiele dowiedzieć o sobie. Nawet jeśli to będzie krzywe zwierciadło. Świat się komplikuje. Coraz trudniej go rozpoznać. Spędziłam ostatnio trochę czasu na rozmowach z młodą Afganką i zrozumiałam, że moje myślenie o jej świecie, o tamtej wojnie jest w całości utkane ze stereotypów, które prawdopodobnie niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Jak to się stało, że w nie uwierzyłam. Media są ideologiczne. Każde – tylko w różne strony to działa. Trzeba uczyć się myśleć samodzielnie. Teatr musi pokazywać złożoność świata, podważać utarte schematy myślenia. Pozwalać zrozumieć kogoś, kto myśli inaczej niż my. Jeśli nie zrozumiemy, nie będziemy mieli narzędzi, żeby świat zmieniać lub chociażby powstrzymywać przed złem. Teatr może i powinien być instrumentem poznawania świata. A poznawanie trzeba zaczynać od siebie. I tu wracamy do powiedzenia przypisanego Tołstojowi.

Ponieważ, jak sądzę, powakacyjny sezon teatralny został już przez Panią zaplanowany, proszę powiedzieć kogo udało się na razie namówić do współpracy i nad jakim tekstami będą kolejni reżyserzy pracować. W trakcie trwania konkursu mówiła Pani, że byłaby szczęśliwa z możliwości współpracy z Agnieszką Glińską, Remigiuszem Brzykiem, Ondrejem Spišákiem czy Mariuszem Grzegorzkiem.

Jestem w trakcie rozmów z Remigiuszem Brzykiem, Ondrejem Spišákiem i Mariuszem Grzegorzkiem - mam nadzieję, że w kolejnych sezonach do takiej współpracy dojdzie. O pracy w najbliższym sezonie w Teatrze Ludowym rozmawiam z Jackiem Poniedziałkiem, Aleksandrą Popławską, Małgorzatą Warsicką, Marcinem Wierzchowskim, Bartkiem Konopką, Jędrzejem Piaskowskim, Łukaszem Czujem. Teksty są jeszcze w trakcie ustaleń.

Jako jurorka tegorocznej edycji Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, nie mogła Pani nie zauważyć inwazji młodych, utalentowanych reżyserek, które w tym roku zgarnęły niemalże wszystkie regulaminowe nagrody – Anna Smolar, Magda Szpecht, Katarzyna Kalwat, Małgorzata Warsicka, Aneta Groszyńska… Doprawdy jest z czego wybierać… Panią jako kobietę ten fakt pewnie cieszy szczególnie?

Jestem w trakcie rozmów z Anią Smolar i Małgorzatą Warsicką. Do grona niezwykle utalentowanych kobiet, których prace poznałam w trakcie konkursu można jeszcze dołączyć Ewelinę Ciszewską i Ewę Piotrowską. Praca w jury tego konkursu to świetny i bardzo twórczy czas.

Powiedziała Pani podczas naszego spotkania w Instytucie Teatralnym, że już zawiera kontrakty z reżyserami na najbliższe trzy lata. Kogo zatem obok wcześniej wymienionych znajdziemy w następnej kolejności na afiszu teatralnym?

Na wrzesień 2017 planowana jest premiera autorskiego spektaklu Katarzyny Dworak i Pawła Wolaka, na październik premiera Gabrysi Muskały i Moniki Muskały, na grudzień premiera Piotra Ratajczaka. Rozmawiam o pracy w przyszłym sezonie z Adamem Nalepą, Krzyśkiem Rekowskim i jak już wcześniej wspomniałam z Anną Smolar i Remigiuszem Brzykiem.

Sama również chce pani reżyserować w nowohuckim teatrze i w ten sposób budować tak ważną dla wspólnej pracy więź z zespołem aktorskim. Jakie są Pani osobiste plany na najbliższy sezon?

W październiku zacznę próby do spektaklu, do którego pierwszą inspiracją było „Czyż nie dobija się koni”. Noszę na razie ten spektakl w głowie i on stopniowo się stwarza, zmienia - teraz to nie tyle ma być przedstawienie o maratonie tanecznym, co o próbie wyrwania się z małego miasteczka. O tęsknocie do lepszego, łatwiejszego życia, które gdzieś przecież jest, bo pokazują je w telewizji. I jednocześnie o tych wszystkich, którym to lepsze życie nie jest pisane. I jeszcze o starzeniu się, o tych wszystkich lękach, że jednak czegoś zrobić nie zdążymy, że jednak się nie uda. Ten spektakl ma być kolorowy, roztańczony, rozśpiewany, dowcipny i bardzo gdzieś od środka wypełniony rozpaczą, poczuciem bezcelowości życia, z którym trzeba się codziennie mierzyć.

Zapowiadała Pani w Nowej Hucie sporą ilość realizacji tzw. prób czytanych. Jaka to będzie dramaturgia i czy będzie ona pokazywana w postaci działań performatywnych realizowanych pod opieką reżysera?

Zapowiadałam, że pracy nad kolejnymi premierami będą towarzyszyć działania około-teatralne. I tak na „dzień teatru” przygotowujemy próbę czytaną tekstu Katarzyny Dworak i Pawła Wolaka „Gdy przyjdzie sen. Tragedia miłosna” i czytania reportaży P. Pomerantseva „Jądro dziwności. Nowa Rosja” pod opieką reżyserską Karoliny Kirsz. Od października rusza projekt pod roboczym tytułem „Życiorysy Nowej Huty” prowadzony przez Gabrielę Muskałę i Monikę Muskałę. Na podstawie rozmów z mieszkańcami i improwizacji aktorskich powstanie spektakl o dzisiejszej Nowej Hucie, o tożsamości tego miejsca. Mam też nadzieję, że uda się „Projekt reportaż – Kraków bez fikcji” – czyli cykl czytań reportaży i projekt „Kobiecość polska” – spektakl powstający na bazie reportaży i badań antropologicznych prowadzonych przez studentów Antropologii Kultury Uniwersytetu Krakowskiego pod opieką Teatru. Planujemy też warsztaty przed premierami pomagające w twórczym odbiorze przedstawienia i warsztaty podczas wakacji, liczne działania pomagające tworzyć społeczność Teatru Ludowego, krąg jego wiernych widzów. Chciałabym, żeby Teatr Ludowy stał się centrum Nowej Huty - był miejscem twórczych spotkań. Będziemy wnioskować o Scenę Letnią Teatru i nową scenę dla widowni dziecięcej, a także o miejsce dla świetlicy teatralnej. Myślimy też o festiwalu najmłodszych reżyserów – powstanie we współpracy z trzecim rokiem krakowskiej PWST.

Czy zamierza Pani przeprowadzić jakąś rewolucję jeśli chodzi o zespół artystyczny? Bywa, że dyrektor woli pracować ze swoimi ludźmi, z którymi realizował spektakle wcześniej i z którymi nawiązał szczególną nić porozumienia również w sensie funkcji jaką teatr powinien spełniać. Tak zrobił chociażby Paweł Łysak w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Musimy dać sobie nawzajem trochę czasu, by odpowiedzieć na pytanie, czy jest nam razem „twórczo”, czy damy radę iść wszyscy w tym samym kierunku; ale zostałam zaproszona do teatru przez zespół i wierzę, że ta sytuacja może zaprocentować. Z pewnością zespołowość jest w dzisiejszym teatrze ogromną wartością, ale nie wyklucza to tego, że zespół, aby się rozwijać musi konfrontować się z różnymi stylami gry, z różnym sposobem myślenia o teatrze i musi być poszerzany o nowych aktorów.

Popularne

Obrazek
31.03.2011

PYZA NA POLSKICH DRÓŻKACH - NIEDZIELNE POPOŁUDNIE DLA RODZIN - 10 KWIETNIA O GODZ. 16.00

Nie zapomnijcie tylko wziąć dzieci (jeśli jesteście rodzicami), dajcie szansę na zabawę rodzicom (jeśli jesteście dziećmi) - nasz magiczny teatralny wehikuł wszystkich pomieści.

Zobacz więcej
Obrazek
31.03.2011

O BRACIACH PRESNIAKOW I UDAJĄC OFIARĘ SŁÓW KILKA

Udając ofiarę to czarna komedia i kryminał w jednym. Jednak autorzy nie próbują dociekać kto zabił i dlaczego, ale zadają pytanie, co stało się ze światem w którym te wszystkie zbrodnie się wydarzyły.

Zobacz więcej
Obrazek
10.03.2011

OLEANNA. Z NOTATNIKA REŻYSERA

O wyborze tekstu scenicznego często decyduje przypadek. Tak było z „Oleanną” Davida Mameta. Przypadkowo obejrzałem film w jego reżyserii z udziałem W. H. Macy i Debry Eisenstadt. Film widziałem kilka lat temu… Dokładnie kiedy, nie pamiętam, za to dobrze pamiętam wrażenie, jakie na mnie zrobił. Wrażenie, co najmniej dziwne…. Nie spodobała mi się wtedy gra aktorów, jakby bez wyrazu, bez emocji, uczucia.

Zobacz więcej